sobota, 14 września 2013

Rozdział I


21 maja 1942 roku.




Stałam w progu kuchni i patrzyłam, jak babcia od ponad godziny poleruje zupełnie czysty już blat stołu. Sprzątnie było dla niej odskocznią od problemów, czasem do namysłu i chwilą zupełnego oderwania się od rzeczywistości.

Zazdrościłam jej tego. 
Ja czegoś takiego nie potrafiłam.


W tym momencie czułam, że oddałabym wszystko za choć jedną krótką chwilę całkowitego zapomnienia. Chciałam choć przez parę godzin zapomnieć o narastających wciąż problemach.  Chciałam być zwykłą, radosną dziewczyną, która nie będzie musiała wciąż od nowa martwić się o lepsze jutro.


-  Morfina się skończyła - odezwała się nagle babcia - dziś rano odmierzyłam Ani ostatnią dawkę. Nie wiem co my teraz zrobimy, pieniądze nam się kończą. 


- Wiem, babciu - szepnęłam i usiadłam na wolnym krześle przy stole. Wbiłam wzrok w podłogę, nie umiałam spojrzeć babci w oczy. Nie w takiej sytuacji. 


Moja siostra chorowała już od przeszło dwóch tygodni, a żaden ze znanych nam lekarzy nie wiedział co dokładnie jej dolega. W szpitalach nie było wolnych miejsc, nie stać nas też było na wezwanie specjalistycznego doktora. Nie widziałam już dla Ani nadziei. Każdego ranka budziłam się z myślą, że moja mała siostrzyczka być może odeszła już z tego świata. 

Nie chciałam dla niej takiego losu, ale nie mogłam zrobić nic, co mogłoby jej pomóc. Fakt ten przerażał mnie. Oddałabym wszystko, żeby moja siostrzyczka wróciła do zdrowia.

- Znam pewnego człowieka, który może nam pomóc - zaczęłam powoli - ale ... wiąże się to z pewnym ryzykiem... 

- Nie! - ucięła natychmiastowo babcia - Nawet nie waż mi się o tym myśleć. Nie teraz, kiedy Piotra nie ma w domu. Czy ty w ogóle czytałaś ostatnio gazetę, głupia dziewczyno? Nie słyszałaś co grozi za jakiekolwiek kontakty z Żydami? 

- On ma leki, babciu - powiedziałam, siląc się na spokojny ton głosu. Nie chciałam wdawać się w niepotrzebne kłótnie. 

- I cóż z tego? Nie chcę naraz stracić wszystkich wnucząt, Magnolio - szepnęła i z powrotem zabrała się za szorowanie stołu - Wiesz jak bardzo pragnę, aby Ania wyzdrowiała, ale nie mogę ryzykować twoim życiem, kochanie. Musimy znaleźć inny sposób. 

- Inny sposób? Jaki inny sposób? - krzyknęłam - Nie ma innego sposobu. Jeżeli tego nie widzisz, Ania umrze w przeciągu paru dni!

- Nie tym tonem, moja droga! - zrewanżowała się babcia. Rzuciła mokrą ścierkę o podłogę, na jej twarzy pojawił się grymas wściekłości. Z jej wysoko upiętego koka, wydostało się kilka siwych pasm włosów, a policzki przybrały barwę ognistej purpury - Jutro z samego rana poślę po doktora Witeckiego. To on zadecyduje co dalej mamy robić. A do tej pory musimy uzbroić się w cierpliwość - mówiąc to, babcia bezradnie opadła na krzesło. 

Już dawno nie widziałam jej w takim stanie. Emilia Rawicz była dla mnie zawsze człowiekiem ze stali. Czymś trwałym i niezniszczalnym. Nie mogłam uwierzyć, że doprowadziłam ją do tego stanu. Byłam wyrodną wnuczką.

- Tak jest, babciu - powiedziałam i ze ściśniętym sercem wyszłam z pomieszczenia. 

Swoje kroki skierowałam wprost do mojej sypialni. Gdy tylko tam się znalazłam, rzuciłam się na łóżko i wybuchnęłam szczerym płaczem. Z obawy, że ktoś mógłby mnie usłyszeć wtuliłam się w puchową poduszkę, która stłumiła głośne odgłosy. 

Miałam już dosyć wszech będącej bezsilności. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić.  Nie mogłam patrzeć bezczynnie, jak kolejni moi bliscy umierają na moich oczach. Byłam na to za słaba. 

Przykryłam się kołdrą i zamknęłam oczy.
Już wiedziałam co mam robić.
Musiałam tylko zaczekać, aż zapadnie noc. 



***


Księżyc wyglądał pięknie.
Był niczym złota łódka, płynąca samotnie po bezkresie spokojnego oceanu. Na ziemi nie było niestety już tak spokojnie. Przeszywający wiatr atakował mnie ze wszystkich możliwych stron, zupełnie tak, jakby nie mógł się zdecydować, z której strony chciał uderzyć. Temperatura nie mogła wynosić więcej niż siedem stopni Celsjusza. Było mi bardzo zimno, zwłaszcza, że nie miałam na sobie nic, oprócz cienkiej flanelowej koszuli, która właściwie nie chroniła mnie przed chłodem.

Mimo, iż byłam strasznie zmarznięta, czułam się szczęśliwa. W prawej kieszeni moich spodni spoczywały dwie male buteleczki morfiny, a to wystarczyło, żebym nie odczuwała tak dotkliwie niskich temperatur.

                 Nie mogłam się doczekać, kiedy przejdę przez próg naszego mieszkania i pokażę babci moją zdobycz. W takiej sytuacji srebrny łańcuszek nie był wygórowaną ceną. Miałam szczęście, że pan Joachim na gwałt potrzebował gotówki. Gdy by nie to, nie wiem co bym zrobiła. 

Nagle wśród ciszy nocy usłyszałam serię strzałów. Serce niemal natychmiast podeszło mi do gardła, z którego wydobył się niemy krzyk. Obejrzałam się w około i zobaczyłam, jak zza rogu ulicy Krasickiego wybiega grupka młodych chłopców. Zaraz potem moim oczom ukazał się gorszy widok. Tuż za nimi pojawił się oddział gestapo. 

Niewiele się zastanawiając, puściłam się biegiem w bliżej nieokreślonym kierunku. Chciałam się znaleźć jak najdalej stąd. Tymczasem kolejny odgłos strzałów dobiegł do moich uszu. Skrzywiłam się na ten dźwięk. Nie oglądałam się za siebie, nie miało to sensu. Chodziło mi tylko o to, żeby przeżyć. Nic innego nie miało w tej chwili dla mnie znaczenia.
Po kilku sekundach biegu skręciłam w nieoświetloną uliczkę. Było w niej bardzo ciemno, nie widziałam nawet końca własnego nosa.

  Zatrzymałam się, by złapać oddech. Serce waliło mi jak oszalałe. Miałam niemiłe wrażenie, jakoby za chwilę miało się wyrwać z mojej piersi. Był to nieznośny, kujący ból. W ciemnościach wymacałam metalowy kontener na śmieci. Obeszłam go i schowałam się za nim. Do oczu napłynęły mi łzy, których nie mogłam powstrzymać. Była to mieszanka strachu, paniki i troski.

                 Nie miałam pojęcia ile czekałam skulona pod tym kontenerem. Czas przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Po pewnej chwili odgłosy walki ucichły. Słychać było tylko równe uderzenia cholewek hitlerowców o bruk uliczny.  

                Wstrzymałam oddech, gdy gestapo przechodziło obok mojej kryjówki.Serce podeszło mi wtedy do gardła, a plecy oblał zimny pot. Mogłam się jedynie modlić i czekać na cud.

                Poczułam niewysłowioną ulgę, gdy i te odgłosy zniknęły pod osłoną nocy.  Dziękowałam Bogu za ratunek. Podniosłam się z ziemi, lecz od razu podparłam się o chropowatą ścianę. Nogi miałam jak z galaretki. Nie mogłam zrobić ani jednego kroku. Nie wiem jakim to cudem, ale dotarłam do końca uliczki. Stanęłam oparta o mur, nie zdolna do wykonania kolejnego ruchu. 
    

            Nagle zobaczyłam w ciemności parę zielonych oczu...



________________________

A więc cofnęłyśmy się do czasów sprzed PROLOGU :)
Jesteście ciekawe co będzie dalej?

W razie błędów wiecie co robić ;)

Zapraszam do przyłączenia się do akcji Pajacyk :)
Niewielka wielka rzecz :)

PS. Zapraszam Was także do mojej nowej PODSTRONY
Możecie tam składać tytuły książek, które gorąco polecacie :)




16 komentarzy:

  1. Podobają mi się u ciebie bardzo rozbudowane opisy, które sprawiają, że świat przez Ciebie prezentowany jest niemal namacalny. Można go sobie łatwo wyobrazić i łatwo można również wczuć się w emocje bohaterów.
    Ogólnie masz świetny styl i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, ponieważ bardzo zaciekawiłaś mnie końcówką prezentowanego wyżej rozdziału.
    Pozdrawiam,
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem co powiedzieć... :D
    Na pewno bardzo podoba mi się twój styl pisania.
    Lubię w opowiadaniach to, że są opisane uczucia bohaterów. Dzięki temu bardzo się z nimi zżywam i opowiadanie podoba mi się jeszcze bardziej :)
    Twoje akurat należy do moich ulubionych ! :D
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny rozdział :)
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz bardzo ciekawie. Uwielbiam twoj styl. Czekam na nastepny i zapraszam do mnie na rozdzial szesnasty.
    Pozdrawiam P.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochaam!Piszesz swoją własną stylistyką, od której wariuje! Jedno mogę powiedzieć masz talent dziewczyno! I jeszcze ten koniec taki tajemniczy, a zarazem napawa czytelników lękiem.
    Serdecznie pozdrawiam Amy ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cieszę się, że zostawiłaś u mnie link do swojego bloga. Cóż mogę powiedzieć? Jest świetny.
    Nie odkryłam jeszcze żadnego innego bloga o takiej tematyce. Akcja większości opowiadań dzieje się w teraźniejszości lub bardzo dalekiej przyszłości. Bardzo podoba mi się Twój pomysł i styl.
    Piszesz ciekawie i lekko, a Twoje notki nie są zbyt długie, dlatego łatwo się czyta.
    Myślę, że będę tu często zaglądać.
    Życzę weny i pozdrawiam, T. C. O. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początek, chciałabym Ci powiedzieć, że gdy tylko domyśliłam się w prologu, o jaką tematykę chodzi.. zdziwiłam się bardzo. Naprawdę, był to szok. Nigdy nie miałam okazji przeczytać czegoś takiego. Przeważnie spotykam się z opowiadaniami o nieszczęśliwych miłościach, wywodach nastolatek, lub spotkaniu boysband'ów. Po prostu, słodkość na pierwszym miejscu. TU jest zupełnie inaczej, klimat jest poważny. Blog i opowiadanie świadczy o dojrzałości, o pamięci o tym, co było dawno. Bardzo mnie zaciekawiłaś. Twój styl, Twoje opisy są genialne. Aż chce się czytać i czytać. Cieszę się, że podjęłaś się takiego wyzwania. Jesteś niesamowita i mogłabyś już spokojnie pisać i wydawać książki. Może byłyby bestsellerami. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Pozdrawiam i ściskam mocno, Paula.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejujeju, zgadzam się w wielkim stopniu z komentarzem powyżej. I jeszcze jedno dodam od siebie: zawsze się zastanawiam, jak można zobaczyć czyjeś oczy w ciemności. Ja w każdym razie nigdy nie mogłam, chociaż się starałam. Przykre ;<

    Poinformujesz mnie o nowej notce? c:

    OdpowiedzUsuń
  9. Piszesz bardzo smutną historię, która skłania mnie do refleksji, bo zawsze boli choroba kogoś bliskiego, boli bardziej niż gdyby krzywda działa się nam. Wtedy też jesteśmy w stanie zrobić wszystko, więc nie dziwie się, że mimo ryzyka bohaterka chciałaby zdobyć te leki. Babcia za to, co wiarygodne jest o wiele bardziej rozważna i chce zapobiec klęsce. Stają na rozstaju dróg, bo żadne rozwiązanie nie jest dobre. Podjęłaś ciekawy motyw, bo nie widziałam jeszcze blogowego opowiadania z motywem żydowskim. No i realistycznie opisane czasu, w każdym szczególe. Gratuluję!

    Pozdawiam
    zemsta-uczuc

    OdpowiedzUsuń
  10. pięknie napisane, podoba mi się
    jestem (prawie) przekonana, że para zielonych oczu to kot - bo cóż innego, zielonego, widoczne w ciemności mogłoby to być?

    jeśli chodzi o błędy to zauważyłam tylko, że napisałaś gdzieś tam 'gdyby' osobno.

    pozdrawiam i czekam na dalszą część ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Hmm twój styl pisnia jest jest na serio dobry , podoba mi sie strasznie .
    no nastepnego no :)))
    ~~~~
    Ona : wiecznie zagubiona , sama posrod tych wszystkich ludzi , jej zyce nie bylo kolorowe , nie konczace sie problemy .
    On : nie ufny , beztroski chlopak z wielkim sekretem jego zycie to samo ryzyko .
    Czy jeden sekret moze zniszczyc wszystko ? czy zakazana milosc da rade? . Dowiesz sie wiecej na : http://he-wants-to-be-the-way-i-am.blogspot.com/
    Zapraszam na zwiastun : http://www.youtube.com/watch?v=sxrfhxMOqqg&feature=c4-feed-u&nomobile=1

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za zaproszenie, bo to ono właśnie skłoniło mnie, bym tutaj wpadła i przeczytała Twój twór. No i zostałam, bo zawsze na pierwszy rzut oka patrzę na szablon. Kiedyś też je robiłam i temu taki sentyment został. Szata graficzna naprawdę piękna! Ale przejdę może do treści, bo ostatnio za dużo gadam i piszę pierdoły, które są totalnie zbędne.
    Tak więc rozdział mi się podobał. Czy czytałam coś takiego? Absolutnie nie. Właśnie dlatego lubię opowiadania autorskie,za to że są autorskie. Sama z reszta tylko takie piszę. Fajnie piszesz, tak prosto i zrozumiale, że trafia do każdego. Opisy są fajne, choć ja zwykle i tak domagam się więcej. ;D Sama mam z tym problem, ale ja i tak wymagam od autorów tego, bo tutaj jestem czytelnikiem i opiniodawcą, prawda? ;) Zastanawia mnie postać głównej bohaterki no i na końcu te zielone oczy. Kurcze, ostatnio to w ogóle odczuwam jakiś pociąg do takich oczu. Ciekawe dlaczego?
    Przepraszam za chaos, jaki po sobie zostawiam, ale tak już miewam czasami. Daj znać, jak naskrobiesz coś więcej, chyba, że to problem. I zapraszam do mnie, być może też cię zaciekawi mój zacny twór. Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem taka zła! Napisałam przed chwilą piękny komentarz! Ale wszystko mi się zacięło i po chwili tego już nie było!
    Cóż, postaram się choć trochę odtworzyć ;)
    Przyznam szczerze, że jeszcze nie spotkałam się z blogiem o takiej tematyce. Przyznam się, że nawet nie szukałam. Opowiadania takie są zwykle opowiadaniami... smutnymi, ale budzą wiele emocji. Ale to mi się spodobało ;) Masz bardzo fajny styl pisania i podobają mi się rozbudowane opisy ;)
    Wojna to coś strasznego. Wszystkie niosą za sobą zagładę i sieją spustoszenie w życiu każdego człowieka. Wojny pochłaniają setki ofiar, a jest to najbardziej bolesne zwłaszcza wtedy, kiedy tymi ofiarami są bliscy. Brak pieniędzy na leki, brak wiary. Zostaje tylko cień nadziei, mała iskierka tląca się w każdym człowieku, na lepsze jutro.
    Zastanawiam się jeszcze.... Do kogo należą te zielone oczy?
    Mam nadzieję, że szybko się dowiem i, że poinformujesz mnie o nowości ;-)

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału. Masz świetny styl pisania. Szkoda tylko, że wtrącasz tak krótkie opisy. Jak np. opisywałaś zmrok, w tym księżyc, to zajęło ci to kilka zdań. Szkoda, bo właśnie te opisy w twoim wykonaniu są bardzo ładne i miło się je czyta.

    Zapraszam na mój blog : http://miedzy-miloscia-a-tesknota.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne, na prawdę. Masz fajny styl pisania i w ogóle całość jest ciekawa. Zastanawia mnie, co mogło być tym zielonym w ciemności... Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;)
    + Zapraszam do mnie: coconutcorne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. swietny rozdział :D zapowiada się naprawdę ciekawie :) Czekam na kolejny rozdział ;>

    OdpowiedzUsuń