piątek, 27 września 2013

Rozdział II

Zielone oczy. Przerażające spojrzenie szmaragdowych tęczówek, zaglądających w najgłębsze zakamarki mojej duszy. Pod siłą tego wzroku czułam się małą, bezbronną dziewczynką, czekającą na karę za przypadkowe zbicie cennego wazonu.Jak zahipnotyzowana patrzyłam na powoli zbliżającą się sylwetkę młodego mężczyzny. W ciszy nocy słyszałam tylko ciche kroki nieznajomego i przyspieszone bicie własnego serca.

           Mój instynkt samozachowawczy krzyczał, żebym rzuciła się do ucieczki, lecz nie miałam na ten ruch wystarczająco dużej ilości siły. Kucnęłam, i nie spuszczając oka z żołnierza, zaczęłam szukać na ziemi czegoś, co nadawałoby się do samoobrony.

           Nagle usłyszałam dźwięk odbezpieczanego karabinu. I choć przez panujące w zaułku egipskie ciemności nie mogłam niczego zobaczyć, wyobraziłam sobie czarną lufę mausera wycelowaną prosto we mnie.

- Wstań - usłyszałam to jedno słowo wypowiedziane po niemiecku. Głosu hitlerowca był twardy i zdecydowany. Nieznoszący sprzeciwu.

           Nie widząc dla siebie innego wyjścia - posłuchałam go.

- Ręce do góry - powiedział Niemiec, tym razem trochę ciszej.

           Podniosłam drżące ze strachu ręce ponad głowę. Czekałam na ostry, przeszywający moje ciało ból, który zakończy moje marne życie. Nie doczekałam się go. Zamiast tego hitlerowiec podszedł do mnie i dotknął dłonią mojego ramienia. Instynktownie zamknęłam oczy i cofnęłam się. Czułam na plecach chłód betonowej ściany. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem otoczona.Z jednej strony przez kamienicę, z drugiej przez zapatrzonego w Hitlera człowieka bez sumienia.

           Drgnęłam, gdy chłodne dłonie nieznajomego  sunęły bezkarnie w dół po moim ciele.Wzięłam głęboki wdech, by uspokoić rozkołatane serce. Zapach, który mnie znienacka otoczył był przesiąknięty wonią gestapowca. Mydło i woda kolońska. Nic więcej.

           Wiedziałam, że jest to moja jedyna szansa na ucieczkę. W tym momencie ręce nazisty były puste, czyli względnie bezpieczne. Otworzyłam oczy i nie mając wielkiego pola manewru, kopnęłam żołnierza prosto w kolano. Mężczyzna zgiął się w pół i upadł na ziemię. Wykorzystałam wtedy swoją szansę i rzuciłam się do ucieczki.

Poczułam się szczęśliwa, gdy dotarłam do głównej, oświetlonej drogi. W moim sercu zaświtała wtedy nadzieja, że uda mi się uciec i dostać do domu. Niczego w tej chwili nie pragnęłam bardziej niż znaleźć się w ciepłym i bezpiecznym łóżku. Niż znaleźć się blisko rodziny, która mnie kocha i martwi się o mnie. Obiecałam sobie, że jeżeli tylko uda mi się dziś przeżyć, to zabiorę moją małą siostrzyczkę na rejs po Wiśle, o którym tak bardzo marzyła; poproszę aby babcia nauczyła mnie szycia, którego wręcz nie cierpię, a dziadkowi pozwolę po raz setny opowiedzieć o jego dokonaniach w czasie bitwy warszawskiej.

            - Halt! - usłyszałam za sobą. Odwróciłam głowę przez ramię i zobaczyłam, że hitlerowiec biegnie jakieś dwadzieścia metrów za mną. Nie tracąc zimnej krwi, przyspieszyłam tępo i skręciłam w uliczkę św. Dionizego. Myślałam, że tym manewrem zgubię go, lecz niestety myliłam się. Hitlerowiec musiał bardzo dobrze znać ten rejon miasta, skoro nie dał mi się zmylić. Niewielu ludzi zauważało, że między ulicami Sobieskiego i Bonapartego znajduję się trzecia, mniejsza.

            W pośpiechu mijałam kolejne futryny sklepów, dawno już  pozamykanych o tej porze. Kamienice bogatych mieszkańców Krakowa, tak piękne w świetle latarni, po raz pierwszy od dłuższego czasu nie robiły na mnie żadnego wrażenia.

          Serce biło mi równym, choć trochę przyspieszonym rytmem. Nie czułam dużego strachu. Bałam się, fakt, lecz to uczucie nie było obezwładniające tak jak przedtem. Ten strach dodawał mi sił. Wiedziałam, że teraz wszystko zależy tylko ode mnie.

             Wóz albo przewóz.
             Życie albo śmierć.
             Innych opcji nie było.

             Gdy tak mijałam kolejne budynki, ulice, czas zaczął być dla mnie pojęciem względnym. Sekundy stawały się godzinami. Minuty latami...

             Z coraz większą trudnością zmuszałam się do postawienia jeszcze jednego kroku. Nagle wszystkie moje dotychczasowe problemy stały się dziwnie śmieszne. Brak chleba, pieniędzy, brak ubrań. Te wszystkie zmartwienia stały się kroplą w oceanie życia. Bez tych rzeczy można było żyć. Można było im  zaradzić. A na śmierć ....

              Na śmierć nikt nie znalazł jeszcze lekarstwa.

              W tym momencie chciałam po prostu żyć. Chciałam wyjść za mąż, urodzić dzieci. Zestarzeć się w wiklinowym bujanym fotelu, robiąc ręczne robótki i patrzeć jak moje wnuki dojrzewają z czasem. Chciałam po prostu być.

              Tępy ból w klatce piersiowej sprawił, że o mało się nie zatrzymałam. Wiedziałam co to oznaczało. W moim organizmie zaczęło brakować drogocennego tlenu. Musiałam szybko coś wymyślić, bo widziałam, że w takim stanie długo już nie pociągnę.

           Byłam już na skraju wyczerpania, gdy usłyszałam, że ktoś do mnie podbiega. Przez cały czas trwania tego biegu nie odwróciłam się. Nie miałam odwagi. Nie chciałam wiedzieć jak blisko jest mój koniec. Krzyknęłam, gdy czyjaś dłoń próbowała zatkać mi usta. Próbowałam stawiać opór, lecz na niewiele się to zdało. Niemiec był większy i silniejszy ode mnie. Nic nie mogłam zrobić, kiedy prowadził mnie do bramy opuszczonej kamienicy.

- Cicho, Maguś. To tylko ja. Nie wyrywaj mi się tak - usłyszałam przy uchu ciepły, lekko zachrypnięty głos Piotrka, mojego brata.

           Zamarłam. Nie wierzyłam własnym uszom. Ramiona napastnika opadły. Szybko odwróciłam się i spojrzałam na niego.

Myślałam, że śnię. Że koszmar zmienił się w najpiękniejszą bajkę. Nigdy w życiu nie czułam się tak szczęśliwa. To był Piotrek! Nie Niemiec, Piotrek.  Ulga, jaką wtedy odczułam sprawiła, że łzy, niczym ogromne krople jesiennego deszczu  pociekły mi po zaróżowionych policzkach. Nie mogąc się powstrzymać  wtuliłam się w jego flanelową koszulę. Piotrek objął mnie ramieniem i przycisnął do siebie.

Usiedliśmy na brudnej podłodze, lecz kto by w takim momencie zwracałby na to uwagę!

- Ciii...- szeptał, równocześnie gładząc mnie po włosach - już jesteś bezpieczna. Tamten gnój już niczego Ci nie zrobi .... niczego ...

           Gdy tak siedziałam przytulona do niego, momentalnie poczułam się senna. To cudowne uczucie bezpieczeństwa; fakt, że nic Ci już nie grozi, że ktoś nad tobą czuwa był obezwładniający. Dobrowolnie poddałam się temu uczuciu. Nie miałam siły z nim walczyć. Z pełnym zaufaniem oparłam się o brata i zamknęłam oczy. Zdążyłam wyszeptać tylko - Dziękuję - zanim bez słowa sprzeciwu odpłynęłam w ciemność.




___________________________________

Uff :)

W związku z tym, że jestem chora i mam trochę ... wolnego czasu
postanowiłam dodać nowy rozdział już dziś ;)
Mam nadzieję, że choć trochę się spodoba

Mam duże trudności z nadrabianiem postów u Was.
Jest tego po prostu za dużo i potrzebuję na to chwili czasu.
Nie martwcie się jednak. Co się odwlecze, to nie uciecze.

Założyłam nowy blog. GŁÓWNY BLOG
na którym znajdziecie wszystkie moje opowiadania
a także pomysły na nowe twory. 

Zapraszam :)




17 komentarzy:

  1. Fajny rozdział. Ciekawi mnie, jak ten jej brat się tam znalazł. Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział ciekawy i ładnie napisany, szkoda tylko, że taki krótki :) brat pojawił się w odpowiednim miejscu i czasie, na szczęście i jestem ciekawa też czy wątek z niemcem powróci... mam nadzieję, że następny będzie dłuższy :)
    pozdrawiam i życzę zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale mnie wciągnęło *.*
    Coś czuję, że ten brat coś wykręci... A może to tylko moje urojenia ?
    Tak czy inaczej rozdział świetny !
    Nie mogę się doczekać kolejnego !
    I życzę powrotu do zdrowia :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowity rozdział. Najciekawsze jest to, że o zupełnie innym temacie niż pozostałe opowiadania. Świetne :D Mam nadzieje, że za niedługo pojawi się kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział, szkoda tylko, że taki krótki. Zawsze będę podziwiała Twój talent do pisania, wyobraźnię, cały ten pomysł na opowiadanie. Cieszę się, że dziś mogłam przeczytać kolejną część opisującą wytwór Twojej wyobraźni. Oczywiście, nie mogę doczekać się kolejnej. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Jak wszystkie z resztą. Nie mogę się doczekać kolejnego i na prawdę podziwiam twój talent. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne! Zakochałam się normalnie w Twoim blogu. Cudownie opisujesz emocje. Piszesz nieziemsko. Czekam na nn.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę powrotu do zdrowia Amy ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawy i emocjonujący rozdział. Opis ucieczki zaparł mi dech w piersiach, akcja rozwijała się szybko i sprawnie.
    Naprawdę, tworzysz bardzo ładne zdania.
    Piotr - bardzo ładne imię.
    Pozdrawiam,
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale się porobiło. Ciekawa jestem skąd tam nagle wziął się jej brat. Ale mam nadzieję, że niedługo wszystko wyjaśnisz.
    Jejciu. Ta historia jest taka wciągająca, że od razu przeczytałabym całą. Ale niestety nie mogę. :(
    Życzę dużooo weny i szybkiego powrotu do zdrowia.
    Pozdrawiam P.

    PS. Zapraszam do mnie na rozdział siedemnasty.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale mnie to wciągnęło.
    Fajnie piszesz czyta się przyjemnie.
    Nic dodać nic ująć.
    Szybkiego powrotu do zdrowia i szybko dodawaj nowy ;-)
    Dodaję się do obserwatorów.

    zycie-bogatych-i-rozpieszczonych.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  12. Prawie każdy napisał tu, że rozdział jest świetny, więc co u licha ja mam napisać? Znowu brakuje słów. ;>
    No dobrze, zacznijmy od tego, że bardzo mi się podoba Twoje opowiadanie. Nie jest "męczące", ale krótkie, z sensem i na temat.
    Raczej nie popełniasz błędów ortograficznych, interpunkcyjnych (przynajmniej nie zauważyłam) i nie powtarzasz wyrazów. Jestem z tego bardzo zadowolona, ponieważ czytanie takiego "masła maślanego" można uznać za dość nużące.
    Życzę zdrowia i weny =D

    Pozdrawiam, T. C. O.

    OdpowiedzUsuń
  13. Łał... nie wiem jak to opisać... TO JEST BOSKIE! Tak jak prosiłaś napisałam tutaj, a że byłam ciekawa twojego opowiadania to zaczęłam czytać :D
    Pozdrawiam Eris

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem w szoku? Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania o takiej tematyce i mimo, że myśl o wojnie, o tym, co się wtedy działo przeraża mnie jak nic, to czytałam i chcę czytać więcej. Naprawde, nigdy bym się nie spodziewała, że ktokolwiek może mnie zaciekawić taką tematyką, nigdy. Nie potrafie nawet skleić porządnego zdania. No, emocje na bok.
    Wręcz zakochałam się w Twoich opisach i stylu, w jakim budujesz zdania. Rzadko mi się zdarza wypowiedzieć takie słowa, ale taka jest prawda. Dawno nie wpadłam już na opowiadanie*nie wliczając tych, które od dawna znałam*, w którym najbardziej przypadły mi do gustu opisy. Mogłam się wczuć we wszystko, każdy element był dla mnie niemal namacalny i nawet nie zauważyłam, kiedy przeczytałam wszystkie opublikowane posty. Dziękuje Ci za to, szczerze.
    Ciekawi mnie, co właściwie Niemiec chciał zrobić? Może mam już coś z głową i przetworzyłam sobie informacje nie tak, jak potrzeba, ale słyszałam, że Niemcy nie dotykali Polaków, bo się brzydzili i to Rosjanie byli tymi, którzy gwałcili i zabijali po wszystkim kobiety.
    Zakładka "książki, które warto przeczytać" była oczywiście pierwszą, do której zajrzałam, przykro mi jednak, że Ty nie podałaś żadnych książek, jakie lubisz, to mogłoby choć trochę przybliżyć Twoją osobę :)
    Powiadom mnie o czymś następnym, jeśli możesz. Pozdrawiam :)

    [kurtyny-popiolu.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  15. Moje pierwsze opowiadanie o takowej tematyce, lecz muszę przyznać, iż przeżywałam wszystko z główną bohaterką. Na początku myślałam, że złapią ją już teraz, ale na całe szczęście pojawił się brat! Twój styl jest niesamowity, naprawdę, zazdroszczę. Cóż, nie mam niestety czasu na napisanie czegoś więcej, jednak wiedz, że czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam: Lisi Krytyk.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wow...! Nigdy nie przepadałam za takimi blogami, więc w sumie, gdy napisałaś o nim u mnie jakoś mnie to nie zachęcało, no ale weszłam :) Masz niesamowity styl. Po prostu zazdroszczę :*
    Dzięki, że mnie tu zaprosiłaś, bo już znalazłam tu własny kątek :)

    Jeszcze jedno: prawie zapomniałam... Dzięki za poprawki u mnie w n/n. Już poprawione :)

    Pozdrawiam i weny, bo już nie mogę się doczekać :)
    PS. Skąd taki tytuł bloga? (ten tekst w zakładce)?

    OdpowiedzUsuń